Nasza motocyklowa przygoda w Norwegii – relacja z wyprawy
To była wyprawa, o której długo gadaliśmy, zanim w końcu zrobiliśmy ten pierwszy krok – czyli odpaliliśmy silniki i ruszyliśmy z Podlasia w stronę Gdyni. Tam prom do Karlskrony, a potem tylko Skandynawia, góry, fiordy i… puszki z jedzeniem. Ale zacznijmy od początku. Zanim jeszcze dojechaliśmy do Norwegii, zrobiłem krótki odcinek o tym, jak wyglądają przygotowania do takiego wyjazdu. Co zabieram, jak planuję trasę, jak wrzucać punkty z Google Maps na swoje mapy – klasyka. Bo wiadomo, że przy takich dystansach logistyka to podstawa.
Wreszcie – start. Polska, prom i Szwecja. Pierwsze kilometry za granicą zawsze smakują inaczej. Trochę się rozglądasz, trochę dziwisz, że wszystko takie poukładane, a potem ciśniesz dalej – bo przed nami była Norwegia.
Kiedy dotarliśmy do Lærdal, wiedzieliśmy, że zaczyna się ta właściwa część wyprawy. Wjechaliśmy na drogę numer 50, a potem do Lærdalstunnelen – najdłuższego tunelu świata. Później było już tylko piękniej. Punkt widokowy nad Aurlandsfjordem, pierwsze testy puszek EdRed i jazda, która nie miała końca. Następnego dnia przeszliśmy na wyższy poziom – Tindevegen, zimno, wysoko i dziko. A zaraz po tym – Sognefjellsvegen, najwyższa droga Skandynawii. Nie zabrakło wodospadów, lodowców i owiec, które jakimś cudem zawsze wiedzą, gdzie stanąć, żeby uprzykrzyć ci życie. Potem zrobiliśmy Gamle Strynefjellsvegen – piękną, starą szutrówkę. Po niej FV63, Geiranger i Ørnesvingen, czyli klasyka norweskich widoków. A w kolejnych dniach – fiordy, promy, lodowiec Bøyabreen i góry, które potrafią zasłonić nawet najlepszy widok. Trochę śmiechu, trochę frustracji – jak to w podróży. W końcu przyszły też te gorsze dni. Deszcz, Låtefossen, mokre rękawice i test odzieży Scott Ergonomic Pro. Prawie wszystko przeszło test – oprócz cierpliwości Preikestolen – kolejny punkt, który trzeba było odhaczyć. Motocykl zostaje, a my w górę. Po 300 metrach zaczęły się schody – dosłownie i w przenośni – ale widok z góry wynagrodził wszystko. Jednym z moich ulubionych dni był ten, gdy jechaliśmy do Lysebotn. Droga FV450, a potem 27 legendarnych agrafek Lyseveien. Na koniec – puszka EdRed i incydent na zakręcie. Z Norwegii wyskoczyliśmy na chwilę do Szwecji, do Båstnäs – cmentarzyska starych aut. Klimat nie do podrobienia. Na chwile powrót do Norwegii i ostateczne pożegnanie z fiordami. Powrót był spokojniejszy. Karlskrona, prom, Gdynia, Mazury, a na koniec – kartacze w Tykocinie. Bo tak się kończy przygody – z pełnym brzuchem i uśmiechem pod kaskiem. Na dokładkę dorzuciłem odcinek z poradami – jak się przygotować, co zabrać, na co uważać. Dla tych, co planują ruszyć moim śladem.
Ta wyprawa to nie tylko kilometry, promy, góry i puszki. To też te wszystkie momenty, które zostają z człowiekiem na długo – śmiechy, walka z deszczem, przestrzelone zakręty, owce na środku drogi i wieczorne zmęczenie, które mówi: „tak trzeba żyć”. Jeśli lubisz przygody z duszą, z drogi i niekoniecznie po suchym – to ta seria jest dla Ciebie. Włącz, oglądaj, śmiej się razem z nami i… może zainspiruj się na własną wyprawę. LwG
Filmy:
Galeria zdjęć:
Inne wpisy

Południe Podlasia | 2022
Południe Podlasia. Hajnówka, Grabarka, Mielnik, Drohiczyn Tym razem nie sam – na trasę wybrałem się z bratem. On na Suzuki DL1000 V-Strom, ja jak zwykle na GSie. Kierunek: południowa…

Motocykl EXPO | 2008
Krótka relacja fotograficzna z Motocykl EXPO w Warszawie. Tym razem głównie hostessy 😉 Galeria zdjęć: Inne wpisy - motórzysta

MAZURSKIE TAJEMNICE | 2024
MAZURSKIE TAJEMNICE – Wilczy Szaniec, Mamerki i podróż przez historię Nie każda podróż zaczyna się od marzenia. Czasem zaczyna się od ciekawości. Od tego pytania, które kiełkuje gdzieś w…