Motocyklem dookoła Tatr i na Słowację – przez zamki, legendy i serpentyny
To była jedna z tych tras, które od początku czujesz gdzieś głęboko – że będzie pięknie, intensywnie, momentami męcząco, ale przede wszystkim – że zostanie w głowie na długo. Z Podlasia ruszyłem w stronę południa, a cel był jasny: zakręty, zamki, Słowacja i wszystko, co po drodze wpadnie w oczy i serce. Pierwszy dzień to klasyka: głowa już w podróży, ale ciało jeszcze próbuje się przestawić z trybu „codzienność” na „wyprawa”. Pędzę aż pod Częstochowę, gdzie znajduję nocleg tuż przy Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Wokół wapienne skały, powietrze pachnie przygodą, a gdzieś w oddali czai się Szlak Orlich Gniazd. Już wiem, że jutro będzie jazda – nie tylko po asfaltach, ale i przez legendy. I była. Kolejny poranek przyniósł zamki – jeden za drugim. Stare mury, które kiedyś widziały rycerzy, dziś stoją cicho, ale jakby dalej szeptały swoje opowieści. Olsztyn, Mirów, Bobolice – każde z tych miejsc ma swój klimat. A potem – Okiennik Wielki. Nie zamek, ale taka formacja skalna, że jak się człowiek dobrze zapatrzy, to może pomyśleć, że świat ma więcej wymiarów niż się wydaje. Wieczorem docieram do Nowego Targu. Czas na regenerację – bo kolejny dzień to Tatry. Pętla dookoła Tatr – to brzmi dumnie i tak też wygląda w rzeczywistości. Z Nowego Targu przez Chochołów wjeżdżam na słowacką stronę. Drogi wiją się jak wąż, krajobrazy zmieniają jak sceny w dobrze zmontowanym filmie. Motocykl mruczy, ja się uśmiecham pod kaskiem, a wszystko dookoła wygląda jak pocztówka. Na koniec dnia wracam na chwilę do Polski – tylko po to, żeby złapać zachód słońca z Czarnej Góry. I wiesz co? Warto było. Następnego dnia znów Słowacja, ale tym razem Tatry Niżne. Lecę w kierunku Słowackiego Raju, po drodze mijam doliny, skały, wodospady i wreszcie – Zamek Spiski. Takie miejsca nie potrzebują żadnych filtrów ani upiększeń. Stoję przed tym ogromem kamienia i historii, i po prostu chłonę. Tylko że żar z nieba nie odpuszcza – to był chyba najgorętszy dzień tej wyprawy. Nocuję w Nowej Wsi Spiskiej, marząc o chłodniejszym poranku. Ale rano zamiast chłodu – znów asfalt. I to jaki! Ruszam w stronę Polski, przez zielone Bieszczady. Inny klimat, inna energia – spokojniej, bardziej melancholijnie. Idealne miejsce, żeby trochę zwolnić, ale nie za bardzo. W końcu to motocykl, a nie rower! Wieczorem ląduję w Rzeszowie. Zamieniam dwa koła na dwa inne – hulajnoga elektryczna. Śmiesznie, ale skutecznie – krótki reset wśród miejskich świateł. Ostatni dzień to już powrót. Czas na refleksje, czas na podsumowanie. W głowie migają obrazy zamków, serpentyn, zachodów słońca. A na koniec – kilka słów o Heidenau K60 Scout kontra Pirelli Scorpion Trail 2. Które bardziej mi odpowiadają? O tym już mówię na spokojnie w ostatnim odcinku.
To była wyprawa z tych, które nie chcą się skończyć. Każdy dzień to osobny rozdział, a całość – opowieść o wolności, drodze i pasji. Jeśli oglądaliście serię, to wiecie, o czym mówię. A jeśli jeszcze nie – to serdecznie zapraszam. Bo kiedy tylko zatrzymuję motocykl, już planuję kolejną trasę. LwG – do zobaczenia na szlaku!
Zapraszam na filmy:
Galeria zdjęć:
Inne wpisy – motórzysta

Motocykl EXPO | 2008
Krótka relacja fotograficzna z Motocykl EXPO w Warszawie. Tym razem głównie hostessy 😉 Galeria zdjęć: Inne wpisy - motórzysta

Biwak na Mazurach | 2022
Biwak, wspominki i internet sprzed czasów smartfona To był krótki, ale wyjątkowy wypad. Ten moment, kiedy człowiek po prostu musi gdzieś uciec — od hałasu, ekranów, pędu. Ruszyłem z…

Motocyklem dookoła POLSKI | 2021
Motocyklem dookoła POLSKI Czasem człowiek po prostu musi. Nie pytać, nie planować zbyt wiele, tylko spakować graty, zatankować pod korek i ruszyć. Sam. Na dwóch kołach. Przez całą Polskę,…