Latem 2005 roku, mając głowę pełną młodzieńczych planów i serce otwarte na świat, stanąłem w miejscu, które tego świata uczy pokory jak mało które. Oświęcim. Auschwitz-Birkenau.
To nie była zwykła wycieczka. To było spotkanie z historią — ciężką, niewyobrażalnie tragiczną, taką, której żadna książka ani film nie oddadzą. Niby lato, niby dzień jak co dzień… ale powietrze było inne. Jakby gęstsze. Kroki stawały się wolniejsze, rozmowy cichsze. A potem przyszło to, co najbardziej zostaje w pamięci — widok bramy z napisem „Arbeit macht frei”. Zdjęcia tego miejsca pewnie widział każdy, ale kiedy stoisz tam naprawdę… czujesz, że zdjęcie to tylko cień prawdy. Chodziłem powoli między barakami. Każda deska, każda cegła była świadkiem ludzkiego cierpienia. Patrzyłem na rzeczy osobiste więźniów — buty, walizki, dziecięce ubranka — i człowiekowi nagle robi się duszno, mimo że wokół pełno świeżego powietrza. Pamiętam zwłaszcza Birkenau — ogromne przestrzenie, niekończące się tory kolejowe, ruiny krematoriów. Tyle miejsca, tyle ciszy…
Zabrałem stamtąd kilka zdjęć. Ale największą „pamiątką” została we mnie cisza, która z człowiekiem jedzie dalej — przez życie, przez kolejne podróże. Cisza, która przypomina, że wolność, którą dziś mamy, nie przyszła za darmo.
Nie zapomnij.